co wkładasz do torby...

...no właśnie co wkładamy do torby... i mam dzisiaj na myśli to, że my sami jesteśmy jak te nasze torby i oprócz tego, że my sami wkładamy w siebie różne rzeczy, sprawy, myśli, emocje, itd, to inni wokół nas też to robią.... , ale o tym za chwil parę... na razie jednak prawdziwa torba - podręczna, wygodna, na co dzień...
na razie w trakcie realizacji, ale już ją widzę... ;-)


filc szary gruby, szara nitka, szara wełna, szara taśma z pomarańczowym paskiem i pomysł...



przez ostatnich kilkanaście dni miałam poczucie bycia wielką podróżną torbą, taką zawodową, bo i to w zawodowej sferze tak zawrzało, do której przeróżnej maści pasażerowie wkładali przeróżne rzeczy, bardziej i mniej potrzebne i... dla nich to było zdejmowanie swoich ciężarów, różnej wagi, ze swoich pleców, ze swoich głów... wspólnym elementem tego oddawania mi swoich spraw było jednak to, że dopadło ich, każdego z nich, przeciążenie, przemęczenie, frustracja i znaleźli ujście dla tych przykrych stanów, kiedy mogli to właśnie puścić i oddać komuś, a tak się złożyło że ja stanęłam przy tym ujściu i zaczął płynąć strumień... z ich strony to może ulga, jakieś wytchnienie i ok, ale....ale tutaj to moje miejsce jest, moja przestrzeń i mogę puścić swój strumień i niech płynie sobie... może zbyt szeroko otworzyłam te swoje drzwi i wleciało we mnie wszystko, dobre i złe, może zapora z dystansu nie wytrzymała, może zaczęła przeciekać, bo poczułam zmęczenie, bezsilność i ogromną potrzebę wyjazdu tu i teraz na jakąś bezludną wyspę albo lepiej pustynię, by zasuszyć wszystko i nie słuchać swoich emocji... i dopadł mnie pośpiech i wrażenie, że nie nadążam, zostaję w tyle, nie ogarniam... ale była też niezwykła energia we mnie i jednak zwyciężało poczucie, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... i na szczęście koniec tygodnia przyniósł i dla mnie wytchnienie... spotkanie z osobami, które zawodowo są jak te torby wielkie podróżne, jak walizki, do których ci co na co dzień pracują z ludźmi, mogą sobie powrzucać, co im przeszkadza, co uwiera i jeszcze znaleźć rozwiązanie i dystans złapać i inną perspektywę... i udało się, mi się udało, superwizja zadziałała, odetchnęłam i zobaczyłam nowe drogi wyjścia, nowe spojrzenia i poczułam, że można inaczej i moja frustracja zmalała, a zmęczenie zmniejszyło się o większą połowę... to tak w wielkim skrócie... i jeszcze potwierdziło się to, co wiedziałam i czułam, że mam szczęście pracować z wyjątkowymi ludźmi, gdzie twórcze widzenie świata i ekspresyjność nie przeszkadzają, a dodają kolorów...! a tym, co nadal pełni frustracji puszczam wielkie oko - i przekonanie, że wszystko się dzieje po coś! i nic nie trwa wiecznie - nawet wielkie zmęczenie kiedyś minie... ;-)
i niech rozkwita wszystko...






d.




Komentarze

Popularne posty