bez pary...

kolejny dzień
wstaję otwieram oczy
i znowu zamykam
powieki jeszcze nie są lekkie,
jeszcze opadają, a zegar już biegnie...

okno odmierza czas
słońce mruga już nieśmiało

z ciężkimi powiekami
sięgam po niego i prawie automatycznie
strzelam zdjęcia

bo taki barwny
ognisto pomarańczowy wschód
to czysty i trafiony tam gdzie trzeba, kopniak,
by wstać
odsłonić ten spektakl za oknem



poczuć na języku ciepły aromat porannej sobotniej kawy
nie wspominać ostatnich dni
zapomnieć o natłoku myśli skojarzeń
powrotu trudnych wspomnień
chaosu emocji
odpierania dobijania się do drzwi
tego wszystkiego, czego nie chcę już wpuścić
co uwierać zaczęło niespodziewanie od nowa

jest więc ta kawa
jest plan pracy
i ruszam

mimo, że potykam się o pogubione skarpetki
a niepozamiatane w kątach kurze tańczą w rytm
niesłyszalny niestety dla mnie
nieokiełznane naczynia piętrzą się
pną w górę
to jednak widok za oknem wygrywa!





wygrywa i oswaja zbliżające się pracujące godziny
przypomina, że określone scenariusze kurczą się
zakończenia zbliżają

i ten chaos wreszcie ustanie
i wróci przykurzony teraz, ale wyczekiwany już z utęsknieniem
ład, mój rytm i codzienny kołowrotek
bez dodatkowych nadbagaży...

zostawiam ten wschód dla siebie




powieki już lżejsze

i

tylko ta skarpetka wciąż bez pary...
d.


Komentarze

Popularne posty