kończy się maj...

kończy się maj, ale nie wiosna i coraz cieplejsze dni i noce...
słychać już buczenie komarów, muchy też już pełne werwy, a pająki tkają na potęgę...
ziemia jest coraz cieplejsza, otwiera się i daje posmak tego, co wybuchnie z wielką energią w lecie...
tęsknię za morzem, za szumem za piachem i tym poczuciem, że jestem u siebie...

zauważyłam, a właściwie odkryłam, że niepostrzeżenie zwracam się do naszych korzeni, do ziemi, do trawy, kwiatów, owadów, ptaków i kropli rosy, do nieba z jego zmiennością, wiatru z jego nieprzewidywalnością, pochylam się wtedy nad naturą, tą namacalną, zieloną i pełną barw w wielkim rozkwicie, odwracam się od codziennych błahostek i wielkich zmartwień, bo muszę naładować się, złapać to, czego mi brakuje, kiedy mi źle, kiedy słabo,kiedy nastrój poprawia się tylko na chwilę, kiedy mało energii mam w sobie, a chciałabym jej więcej...

robienie zdjęć, fotografowanie jest wtedy terapią najbardziej skuteczną i odpoczynkiem, bo wtedy nie muszę odpowiadać na pytania, tłumaczyć się, analizować, wypełniać powinności i tych wszystkich "trzeba" "powinnam" "muszę".....















d.


Komentarze

Popularne posty