pozwolić sobie...
za miastem królują nagie gałęzie
czarne mokre konary rozciągają się nad drogami
zasłaniają niebo ciężkie od szarości
i mokre od ciężkich mglistych zasłon
powoli znikają energetyczne żółcie
wkrada się szarość
popielate trawy błyskają kroplami
a błyszczące wilgocią liście znikają z każdym kolejnym ciemnym porankiem
pojawia się taki czas, że trudne się staje
to, co kiedyś z taką łatwością przychodziło
zmienia się układ myśli
te co wcześniej prym wiodły
teraz ciągną się na szarym końcu
zmienia się konstelacja
przed pogodnym kiedyś czołem i uśmiechem
mokre od łez policzki na pierwszym planie przeglądają się w lustrze
a nostalgia stoi na progu
i wciąga te mgły do domu
zamykam te wciąż otwierające się drzwi
przeciąg przeszłości jednak otwiera je z niespożytą wciąż energią,
a zawiasy już nie takie silne i skrzypią
hałas się robi
i tnie te mgliste podmuchy
czarne mokre konary rozciągają się nad drogami
zasłaniają niebo ciężkie od szarości
i mokre od ciężkich mglistych zasłon
powoli znikają energetyczne żółcie
wkrada się szarość
popielate trawy błyskają kroplami
a błyszczące wilgocią liście znikają z każdym kolejnym ciemnym porankiem
na mojej ulicy nie ma dziś słońca
usadowiła się za to wygodnie mroczna mgła
zasnuwa wszystkie wyraźne kontury
a moje drzewo drży z bezsilności
obolałe codziennym trzymaniem nabrzmiałych od smutku i pustki ciężkich gałęzi
ale przecież stoi i mocno się trzyma - powie ktoś z boku
a ono popłakuje cicho w skrytości
przeciera te łzy, by nie wypływały za daleko
bo jeszcze ktoś zapyta, zauważy i co wtedy
co odpowiedzieć
jak wybrnąć z tej pustki
jak odgonić te strachy
to, co kiedyś z taką łatwością przychodziło
zmienia się układ myśli
te co wcześniej prym wiodły
teraz ciągną się na szarym końcu
zmienia się konstelacja
przed pogodnym kiedyś czołem i uśmiechem
mokre od łez policzki na pierwszym planie przeglądają się w lustrze
a nostalgia stoi na progu
i wciąga te mgły do domu
zamykam te wciąż otwierające się drzwi
przeciąg przeszłości jednak otwiera je z niespożytą wciąż energią,
a zawiasy już nie takie silne i skrzypią
hałas się robi
i tnie te mgliste podmuchy
miałeś być, nie bywać
rozsmakowałeś się w tym przeciągu
odlatywanie balansowanie wracanie i znów znikanie
czekałam
nie płakałam
aż nagle podniosłam głowę
zrobiło się zimno mokro i źle
łzy uwolniły się spod powiek
nabrałam powietrza i ...
wielki podmuch zgasił wszystkie świeczki
sen pomógł to przetrwać
i doczekałam do słońca
tak było
dziś widzę znów mgliste cienie tych palonych mostów
i dla siebie na nich miejsca nie znajduję
słońce dawało więcej odwagi
a dziś znów przeciągiem nasiąka świat
ale
każdy listopad tak ma
znikają ostre krawędzie
przeszłość puka w parapet
a teraźniejszość próbuje walczyć o uwagę
więc może jutro listopadowe dziady odpuszczą trochę
i pozwolą na spokojny sen...
dobranoc
d.
Lubię tu wracać ...dla lekkości słów opisujących zwyczajną, aczkolwiek piękną codzienność dodatkowo wzbogaconą trafnymi ujęciami...
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo ! codzienność bywa przeróżna i łatwo jej powtarzalność zacząć ignorować, wolę jednak wyłuskiwać z niej co da się najlepszego!
Usuń