światy odrębne...

wkrada mi się zbyt dużo hałasu czasem do głowy
dudni postukuje szumi
przeciążenie napina do granic
bywa jak na wielkim wiecu
wszyscy krzyczą mówią nikt nie słucha

za dużo pootwieranych ust
zbyt duży tłok
zbyt gęsto...


nagłośnione wszystko
słowa puszczane bez zastanowienia
fruwają wszędzie
obijają się o siebie
wyskakują z języków
zagłuszają ciszę

ten hałas kradnie
perfidnie zabiera przejrzystość
robi się nerwowo drażliwie głośno
oczy latają rozbiegane
uszy opadają ledwo przyjmują ten nadmiar

zakładam buty
na twarzy małe krople na twarzy
deszcz czy krople rozdrażnienia zraszają czoło
w tym szumie nic się ze sobą nie łączy

nogi idą
głowa nie ma wyboru podąża za nimi
ucisza się leciutko
oddalam się od tej głośnej szarzyzny
tego marazmu powierzchowności
czarującej swoją niby-głębią

i otwierają się powoli furtki do innych światów
z dyndającymi podrdzewiałymi kłódkami

otwiera się inny wymiar
nie ma hałasu, krzyków, nadmiaru słów
telefonów spraw rozmów
opowieści najważniejszych dla samego opowiadacza
robi się przejrzyściej
doganiam siebie...
















nie słyszę już tego nadmiaru
jestem pomiędzy małymi kosmosami
odgrodzonymi płotkami
działkowcy nie krzyczą
wędrują z konewkami










dbają o swoje mandale
wyglądają jakby nic i nikt nie byłby w stanie
wyprowadzić z nich tego spokoju i powolności
nie oddadzą łatwo swej równowagi...


















hałas nie zniknie
naiwność wypłynęła na szerokie wody
ale ten cały rzeczywisty rumor bledszy się staje
oswojony niech będzie sobie gdzieś obok
tylko nie za blisko duszy




d.





Komentarze

Popularne posty