przypływ w odpływie...

nie wiem, jak będzie i co...
nie wiem, jak to jest
pozwolić, by czas płynął
posiedzieć postać poleżeć?
odłożyć na bok powinności
pozwolić myślom pływać
czy wyganiać je pospiesznie
by zwiewały w popłochu...



pobiec szybkim truchtem
czy trwać nieruchomo
z bezrefleksyjnym czołem
nieskażonym zmarszczką
nie wiem...

idę tym brzegiem
bez śladu muszli...


pochmurne niebo wisi niziutko
podpieram je głową
drzewa podtopione wielkim przypływem
nie wyglądają na nieszczęśliwe




i nie wiadomo kiedy
przestaję myśleć
brodzę w błocie
przeskakuję na miękkie kępy wypłowiałych traw








stoję i nic nie muszę...

odpływają niepotrzebne wątpliwości
rozmywają się,
łączą z horyzontem w niewyraźną
zabarwianą porannym błękitem linią



wiem, że potem wrócą
bo poczują się niczyje

ale teraz wynajduję dla siebie małe wysepki cierpliwości
drobne nagrody za brak pospieszania
czekam cierpliwie na dobre światło

 

czas na odpływ





płynę z nurtem
poganiana lekkim
jeszcze pełnym nocnego chłodu, wiatrem
z gotowością jednak,
by w każdej chwili wyskoczyć
dotknąć brzegu
by światło mogło dogonić wyobrażenie




może to właśnie tak?
tak się pozwala, by czas płynął...
i nagle błyska tafla
drgająca i wzruszona
spokojem i ciszą...


d.

Komentarze

Popularne posty