Być kobietą...

.... jak być kobietą?... jak to jest być kobietą? .... To takie pozostałe podmuchy myślowe po lekturze wywiadu z pewną dziennikarką angielską, jaki można przeczytać w ostatnich "wysokich obcasach". I łącząc to z wynurzeniami z poprzedniego posta, że dzień kobiet minął, że dyskusje o feminizmie odżywają co czas jakiś, to zaprzątają mi myśli te odnośniki kobiece...


I śmiało i pewnie i zdecydowanie mogę dziś powiedzieć głośno, że kobietą być jest FAJNIE! Tak dzisiaj, w tym miejscu jakim jestem, z tymi ludźmi, z którymi płynie moje życie, z tymi myślami jakie mam w głowie, z tymi właśnie przekonaniami - jest mi zajebiście być kobietą i podobać się sobie i nie słyszeć czy raczej nie słuchać złośliwości wewnętrznego krytyka, tylko po prostu lubić siebie! I mieć świadomość własnych ograniczeń czy istnienia rzeczy niewytłumaczalnych, czy ciemnych, czarnych sił, drzemiących głęboko.
I feministka też ze mnie wyziera i to też lubię w sobie. I tu warto to rozjaśnić, bo ostatnio feminizm ma bardzo złą sławę i wpadł po uszy w sztampowe bagno i stereotypowe spłycenie. A ja lubię feminizm za uznanie roli kobiety za równorzędną mężczyźnie. I jestem za równymi prawami i obowiązkami, jestem za pigułką antykoncepcyjną, jestem za możliwością wolnego wyboru dla każdego: i kobiety i mężczyzny, w sprawach błahych, jak i decydujących: czy to decyzji o noszeniu bądź nie stanika, czy to chęci posiadania dzieci, czy życia na kocią łapę czy ze ślubem odnotowanym na stosownych papierach, czy dzielenia obowiązków z milimetrową dokładnością czy podziału na kobiece i męskie, byle tylko obie strony się zgadzały, a nie naginały, czy poświęcały. Czyli tak jak w seksie: jak dwie strony zgadzają się na coś to wszystko jest dozwolone, i wtedy nie ma miejsca na wykorzystywanie, przemoc czy manipulację.
I taka świadomość w kobiecej głowie to dla mnie feminizm, a nie jak to się często spłyca chęć dokopania facetom, czy wygryzienia ich z ich stołków ;-)
I jak patrzę na swoje podwórko, tu pod strychem czy podwórka wielu kobiet w moim otoczeniu to tego feminizmu unosi się sporo w powietrzu. Dzielimy życie z mężczyznami, dzielimy sprawy codzienne i obowiązkowe na zasadzie - kto może, ma czas i chęć to robi, i to niezależnie co to jest , czy pranie czy składanie tego prania, czy mycie podłogi, zmywanie statków, czy przewijanie dziecka, czy nakarmienie go, czy zrobienie zakupów, odkurzanie czy też wypełnianie pitu, czy.... i tak dalej...
U nas tak jest i jest dobrze!
I płynąc na tej fali uczę się być w kuchni, a dokładniej pitrasić, gotować czy nawet piec. I nie mam od razu poczucia, że miejsce kobiety jest w kuchni  - tylko zwyczajnie chcę tam być, bo dopiero teraz moje bycie kobietą rozciąga się na bycie też panią swojej własnej kuchni. Chociaż mam jasną, przejrzystą świadomość, że mistrzynią kuchni to ja raczej nie będę, ale smakować różne rzeczy lubię coraz bardziej, więc umiejętności  przydatne w kuchni doskonalę ;-)))




Więc smacznego!
A Mała Dziewczynka dostanie od nas opisany powyżej styl życia i mam nadzieję, że znajdzie coś w nim dla siebie - jako kobiety!


Na razie bacznie przygląda się światu i nam ;-)

I trochę muzyki. śnił mi się ten utwór jakiś czas temu. P.O.D. Alive.
"każdy dzień jest nowym dniem..."         obejrzyjcie teledysk do końca ;-)

d.




Komentarze

Popularne posty