"Tylko jeden dzień"

a gdybyśmy tak mieli tylko jeden dzień do przeżycia to?
no właśnie, co byśmy z nim zrobili, na co przeznaczyli, z kim byli, co robili, a o czym myśleli?
czy odliczalibyśmy, ile nam jeszcze godzin i minut zostało, czy próbowalibyśmy przeżyć jak najwięcej i jeszcze zwracać uwagę na innych,czy są przy okazji szczęśliwi, zadowoleni? czy czekalibyśmy z tym odliczaniem na ustach na jaskółkę z nieba, która nas zabierze, czy trwalibyśmy w złości na innych, że nas oszukali, okłamali, a może nadal byśmy się porównywali z innymi, oceniali ich, pouczali i wywyższali ponad nich, czy docenialibyśmy każdą chwilę, jaka nam została dana i cieszyli się z czarów jakie niesie życie?

takie dzisiaj pytania i myśli wywołał spektakl "Tylko jeden dzień" - opowieść dla dzieci, ale czy oby na pewno tylko dla nich, czy raczej dla tych, co z nimi do teatru przyszli ;-)




czasem łatwiej i wygodniej nie zastanawiać się wcale!
ale takich myśli czasem nie sposób odgonić i ... dobrze, bo nas wzbogacają i napędzają do wyboru z masy tysiąca spraw, rzeczy, które nas bombardują, tych, które są ważne i warte tego, by za nimi podążać!


I często tracimy czas na zbędne bzdury i omijają nas fajne, cenne chwile, które przemykają jak dzisiaj chmury...








wielkie, szare, granatowe, nad naszymi głowami, by po chwili zmienić się w deszcz lub olśniewający przebłysk słońca lub zwyczajnie w czarną noc...

A ta strata czasu to często nasze myślenie, że jesteśmy w stanie zmienić drugiego człowieka - o jakie to pociągające myśli, że oto ja zrobię coś, że on się zmieni, odmieni, przemieni i będzie bosko, że ja mam taki wielki wpływ na drugiego człowieka, że spowoduję jego zwrot o 1000 stopni, że będzie jeszcze w dodatku mi wdzięczny do końca życia i będzie całować mnie po stopach, bo ja takim aniołem jestem! no nie pociągające takie myślenie, od którego chyba nikt nie jest w pełni wolny, bo każdy miał taki stan w swoim zasięgu, że tak własnie egoistycznie i wielkościowo myślał!
 to jeden z wielu mitów, jakie funkcjonują w naszym myśleniu i maja się całkiem nieźle!
Bo to jedna z tych spraw, do których musimy sami dojść, sami to przerobić i zrozumieć, by to swoje zadufanie w swojej wielkości i sprawczości obalić i spojrzeć trzeźwo, że tylko ja sama mam wpływ na siebie, a on - ten drugi człowiek - ma wpływ tylko na siebie samego!

I ta prosta zmiana w myśleniu, że wystarczy zmienić nastawienie do kogoś, kto cię złości, irytuje, działa na nerwy, od pierwszego wejrzenia nie lubisz go, a od drugiego nawet nie masz ochoty przebywać z nim w jednym pokoju, działa na ciebie jak płachta na byka, albo zwyczajnie wyzwala takie emocje, że lepiej nie mówić! 
I zamiast się poddawać tym emocjom, pływać w tej irytacji i złości na niego, wystarczy zmienić nastawienie do niego, podejść do sprawy z większym zrozumieniem, może postawić się jego miejscu, może wyobrazić sobie, że nie jest taki bez przyczyny lub może ma zły dzień... cokolwiek, co pomoże nastawić się do niego inaczej niż do tej pory....

i.... to działa! amplituda złości opada, irytacja ulatnia się, a ja mam spokój w głowie, czas na inne emocje i pchnięcie swoich działań w kierunku, w którym chcę iść!

Szkoda czasu, szkoda dnia, na próby zmieniania kogoś, warto raczej pozmieniać coś w sobie!
na przykład dojrzeć ptaki, tam gdzie nikt inny nie zadziera głowy ;-)



i trochę dobrej muzyczki na dobry sen!



d.







Komentarze

Popularne posty