ustawić się...

...sztuka w tym, by odpowiednio się ustawić. dziwnie to może zabrzmieć ustawić się, ale myślę o ustawieniu się pod najbardziej optymalnym kątem do siebie, do swojego bycia, życia i  tego, co chce z tego życia wycisnąć, jak je przeżywać... kiedy nie miałam dzieci było zupełnie inaczej, kiedy miałam już syna, trochę się zaczęło zmieniać i proces się zaczął, całe macierzyństwo zaczęło swoją rolę we mnie odgrywać, kiedy urodziłam córkę, zaczęło być totalnie inaczej i jeszcze teraz, kiedy zbliżam się do 40-stki, optyka zmienia się zupełnie i prawie już nie pamiętam, jak to było bez dzieci ;-)





moje bycie matką dookreśliło mnie i nadal dookreśla, nic to nowego, że posiadanie dzieci, zmienia wszystko, że przeżywasz rewolucję. inaczej jest, kiedy tylko o tym słuchasz od koleżanek, innych kobiet, tych wszystkich opowieści, a zupełnie inaczej zaczyna się robić, jak sama tego zaczynasz doświadczać i zaczynasz robić to, na dodatek, coraz świadomiej, bo jednak kolejny rok w kalendarzu, dodaje co nieco wyrazistości w widzeniu, patrzeniu i życiu....

dzieci są jak kotwica dla mnie, ciągną mnie do rzeczywistości, nie pozwalają za daleko odpływać, bo trzeba obudzić, zagonić do mycia zębów, pomóc ubrać skarpety, zrobić kucyki, wyprać ciuchy, nakupować jogurtów, pamiętać o bilansach, zapisach do przedszkola, podręcznikach, zagonić do sprzątania pokoju, wyrzucenia śmieci, czy mimo padania na pysk, słuchać najnowszych odkryć muzycznych czy streszczenia odcinka ulubionego serialu o zombie... i tak dalej... ustawia to mnie zwyczajnie na osi codzienności i w tym całym nurcie, wysiłek włożyć muszę, najczęściej całkiem spory, by jednak wygrzebać coś tylko dla mnie, by popisać, poczytać, zdjęcia zrobić czy chociażby poleżeć z gazetą na nosie... ale wpadłam w ten nurt już dawno i o dziwo! odnajduję w nim brzegi, nie tonę mimo wszystko, przebudzam się tylko czasem, kiedy słyszę, jak ty to wszystko robisz, że jeszcze masz czas na robienie kartek, szycie czy inne rękodzielnicze sprawy... no właśnie jak ja to robię? - hm? odkrywa się wtedy i ja też to odkryłam, że czas wcale liniowo nie biegnie, szczególnie u matek, ale koliście, zatacza kręgi i mimo braku tego czasu, on zwyczajnie się znajduje, kiedy ja na to pozwolę - sobie i skorzystam z niego!
i tak myślę o dzisiejszej sobocie, mnóstwo rzeczy zrobione, mgliste plany przy porannej kawie, można orzec wykonane i ? odkrywam, że nawet zdążyłam odpocząć, drzemkę poobiednią zaliczyć, pośmiać się, oddech złapać, taki przedurlopowy i jeszcze parę pomysłów na jutro się urodziło! i nawet aparat w użyciu był i uwieczniłam chwile po deszczu - wyczekiwanym i przynoszącym świeży oddech!






a dzieciaki po deszczu dyskusje rozpoczęły o zbliżającym się wyjeździe i próbie określenia, kiedy to w końcu jedziemy na te wakacje... i deska już gotowa do pakowania!






 to wszystko to chyba zgoda na powrót energii!

i tak przy okazji małe zmiany wizerunku przedpokoju się dokonały, pomiędzy myciem podłóg, a smażeniem ryby...

zapomniany plakat Boba Marleya - klasyczny już, autorstwa Roberta Silversa, a jeden z moich ulubionych, po raz kolejny trafił na ścianę i będzie na nas zerkał z przedpokoju, szkoda mi było gwoździami dowalać ścianie, tym bardziej że stary ten plakat już i przydałaby się antyrama, ale na razie funduszy brak, więc skorzystałam z taśmy dekoracyjnej, która sprawdza się rewelacyjnie...


i nowa odsłona przedpokoju gotowa, plus małe dodatki ze zdjęć i piór, które notorycznie Mała Dziewczynka znajduje na dworze...






i taka niepozorna zmiana, a ile radości!
d.


Komentarze

Popularne posty