uśmiech duszy...

kołacze mi się po głowie słowo DZIAŁANIE, lata po tej głowie, przeplata się z myślami, dopada czasem, kiedy odpuszczam i skupiam się na codziennych "muszę jeszcze zrobić to..." i robię je, bo przywołuję się do pionu i jak teraz nie zrobię, to wpadnie mi kolejne sprawa do worka z zaległościami i rozrośnie się w niezły obciążnik i hamować będzie kolejne sprawy do zrobienia, jak np. załadowanie zmywarki teraz, bo jak nie teraz to rano, kiedy słońce pięknie rozbłyśnie, będą mnie te gary kłuć w oczy albo pranie - jak nie teraz to sobota rozpocznie się z wielkim hasłem: pralkę nastawić na 10 prań pod rząd - oooo! nie, to ja już wolę teraz się przeczołgać i załadować te brudy, wcisnąć ten guzik i sypnąć tym proszkiem!
i tak chyba jest ze wszystkim - zdecydowanie lepiej zrobić teraz i to jest moje działanie! przestaję rozmyślać, popadać w słodkie "oj, jaka jestem zmęczona", tylko ruszyć tyłek i zadziałać!

i działa magia działania!

działać, zrobić, ruszyć z miejsca...

Liz Gilbert opisała to w swój celny i prosty sposób, że wszelkie pomysły, idee, koncepcje, szukają nas, pukają do nas, a my mamy okazję je złapać i zacząć realizować, bo jak nie, to może będą jeszcze czas jakiś do nas zaglądać, ale w końcu bez naszego odzewu, odwrócą się na pięcie i znajdą innego odbiorcę, gotowego je przyjąć!
".... utrzymuj się w stanie gotowości. Miej oczy otwarte. Nasłuchuj. Zaspokajaj swoją ciekawość. Zadawaj pytania. Węsz dookoła. Pamiętaj, że nowe, cudowne pomysły codziennie szukają ludzi, którzy zechcą z nimi współpracować. (...) Daj im znać, że chętnie się nimi zajmiesz"

i o to chodzi - pojawia się pomysł to zaczynam robić - a efekty - zobaczymy!Raz się uda, będzie świetnie, a innym razem klapa, niewypał, ale działamy dalej!

ci, co tu zaglądają często ;-) wiedzą, że spodobało mi się ostatnio farbowanie, a szczególnie ten moment oczekiwania, jak wyjdzie, kiedy pozawiązuję te sznurki, poskładam ten materiał tak i tak...

a że w przepastnych czeluściach mojej szuflady w kuchni odnalazłam jeszcze jeden zakupiony dawno temu barwnik do tkanin, tym razem kolor wiśnia, to zaczęło się kolejne związywanie, układanie i gotowanie dziwnych składników w wielkim garze, co nawet wzbudziło lekkie zaciekawienie u mojego syna, bo zaczął zaglądać, co ta matka tam znowu wymyśliła, bo jakieś kamienie, spinacze i szmaty gotuje, miesza drewnianą łychą i jeszcze się cieszy ;-)

tym razem w ruch poszły:
- kawałek prześcieradła - tradycyjnie już!
- koszulka bawełniana, taka co to już plamy jakieś nosi na sobie i biel swoją dawno utraciła
- szara koszulka, taka co to nijak do niczego już nie pasuje

- dratwa do zawiązywania, bo kółka jak meduzy z nich się tworzą
- kamienie i kawałek foliowego woreczka - zawiązany na materiale i osłonięty dodatkowo folią - stworzą niezafarbowane miejsce, też kółko
- drewniane spinacze do prania, bo jak dobrze poskładamy, taką harmonijkę stworzymy to mamy potem, fajne ciapki
- barwnik
- gar
- łycha do mieszania
i jedziemy!




tak to artystycznie wyglądało!
potem gotowanie, płukanie i suszenie gotowych dzieł: i mam dwie nowe koszulki i kolejny skrawek materiału do szycia gotowy!





i moje nowe koszulki - lekko hipisowskie ;-)



a to meduza



i z farbowaniem, jak z życiem - nakręcisz coś, namotasz, ściśniesz, zwiążesz, kamyk wrzucisz, zepniesz coś, podgotujesz, zamieszasz i nie wiesz co wyjdzie, ale jak nie zaczniesz działać, to nie zobaczysz nigdy efektu końcowego ;-)

więc: "Nie zamartwiaj się i nie obwiniaj, nie rób gniewnych wyrzutów sile wyższej. Wszystko to tylko rozprasza twoją uwagę, a to ostatnie, czego potrzebujesz"
E. Gilbert "Wielka magia"
d.



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty