w drodze...

otwieram jednak oczy
wychodzę spod ciepła nocy
odsłaniam okno i mimo wszechogarniającej szarości
nie zasłaniam go ponownie
nie ma błękitnego nieba
jest zalewająca wszystko białoszara otulina
gałęzie drzew nieśmiało próbują się przez nią przedrzeć
w końcu poddają się i pozostają niewyraźne


kawa robi swoją codzienną robotę
niezwyciężenie walczy z moją sennością

nabieramy tempa
w kącikach ust jeszcze resztki pasty do zębów
ale oczy już otwarte
ciśnienie unormowane
czapki na głowach
aparat pod pachą
w dłoni mała rączka Małej Dziewczynki
i wyruszamy w naszą drogę






codzienną dobrze znaną trasą
a dzisiaj jednak jakby nieco inną
kolory jakieś wyblakłe
otulone szarością



słychać przytłumione kroki
ogrzewa nas jeszcze nasze domowe ciepło
starczy go na cały dzień
idziemy

gasną lampy
i nagle jesteśmy po drugiej stronie 
przekraczamy granicę tego, co namacalne i wyraźne
trudno coś uchwycić
rozmywa się ten wczesny poranek
zaczynają mówić bezdźwięcznie konary starych parkowych drzew







dobrze znane kaczki dzisiaj dalej od nas niż zwykle
tafla wody w parkowym stawie marszczy się łagodnie
ciszy nic nie przerywa
czas się wydłuża, mimo że rytm kroków ten sam

i mijamy magiczne przejście
znów wracają kolory
zaczerwienione policzki ogrzewa już przedszkolne ciepło
spotkamy się za jakiś czas

teraz samotnie ruszam dalej



szarość walczy z resztkami koloru
mijają godziny
głowa zapełnia się niepostrzeżenie myślami
zbieram kolejne rozmowy
opowieści układają się w swoja układankę
planuję odhaczam
sprawdzam co chwilę w jakim miejscu dnia jestem

i ponownie trzymam w dłoni małą rączkę
i znów magia się wkrada tuż obok nas







a gdzieś pomiędzy odnalezione zagubione nieco kolory
dodają wiary
przywracają odwagę











niby zwykły szary zamglony dzień
a jednak niezwykły
d.





Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty