Długie...

...długaśne są popołudnia i wieczory zimową porą, no nie?! Jakoś tak wydłuża mi się dzień, mimo że właściwie jest krótszy... taki zimowy paradoks... więcej po prostu siedzimy w domu, mniej popołudniowych spacerów i wyjść, więc więcej bycia w domku i zajmowania się nim (oprócz oczywiście zajmowania się centrum domowego wszechświata, czyli Małą Dziewczynką - na wszystkich poziomach i Młodym Mężczyzną - w o wiele mniejszym stopniu i na innym poziomie)!
I w tych krótkich - długich dniach chodzi jak zwykle o podejście do czasu! Bo to wcale nie taki prosty temat.... I zależnie od humoru, nastroju, hormonalnych burz czy tez innych zawirowań podejście do czasu, jego braku lub nadmiaru, bywa zmienne... Jak się tak zepnę w sobie i w dodatku mam sprzyjające wiatry, to mam wrażenie, że robię wiele rzeczy naraz, wyrabiam się i jeszcze nic nie zawalam, nie psuję ... no zwyczajnie plany wykonane i to bez zbędnego rozdrażnienia, ale kiedy... wiatry nie sprzyjają to wszystko się rozłazi, a czas nasz najbardziej i nic a nic nie jest skończone, wykończone, a raczej chaos się powiększa...
i... właśnie z tych rozlazłych dni pozostają zaczęte projekty, namiastki pomysłów, nie do końca przemyślane czy zaplanowane rzeczy i... tak sobie są... aż przychodzi dzień spięcia się w sobie i ...
kończymy co się da, zmieniamy, co przyszłości nie miało, a resztę wyrzucamy ;-)
Na początek ozdobniki koszulkowe. Koszulka bordowa leżała i czekała na jakieś rozweselenie, ubarwienie, na cokolwiek... i jest... mandala...


i jeszcze zdjęcia z serii przed i po...


A wracając do porzuconych rzeczy. Odkładam czasem moteczki wełny, które przypadną mi do gustu, jakoś mnie ujmą i tak sobie odłożone leżą, aż nadchodzi ich chwila. Tym razem był to malutki moteczek wełny białej z niebieską nitką, motek mały, więc do wykorzystania z inna wełną i to jeszcze na mały projekt!
W rezultacie mam pokrowiec na telefon, czyli dwa w jednym - wykorzystanie moteczka i pokrowiec w końcu jest w użyciu i telefon nie marznie ;-)





Odłożony znalazłam też zaczęty ocieplacz na kubek... małe wykończenie i można kończyć chłodną już poranną kawę...


W trakcie realizacji jest też wielka mandala... w którymś momencie zaprzestałam robienia jej, bo zabrakło czarnej włóczki i tak czekała na teraz... a teraz mam czas i ochotę na poświęcenie jej kilku wieczorów... prezentowałam już jej początki ( o tutaj można zerknąć ), jakiś czas temu. Teraz etap kolejny... a co wyniknie z tego wszystkiego? jak zwykle CZAS pokaże...



No i to tyle z relacji weekendowej. Teraz czas na codzienność... i mierzenie się z mrozem, który i tak nie przeszkodził w szybkim zrobieniu zdjęć ptaszyskom czarnym i rozwrzeszczanym od rana..



d.






Komentarze

Popularne posty