Pogodzenie niemożliwe...

... optymalne pogodzenie macierzyństwa i pracy zawodowo-zarobkowej, bo chleb jakiś jeść trzeba i dzieciarnię w coś ubrać i nakarmić trzeba, dzisiaj stwierdzam jest niemożliwe... Wykonalne są ewolucje typu podrzucanie dziecka do babci, cioci, niani czy żłobka, a samemu do pracy pędem na 8 godzin, pełen etacik i wracamy do domu, umęczone, jeszcze do drodze zakupy, sprawunki, odebranie dziecka, w domu gotowanie, pranie, sprzątanie i czas dla dziecka - właściwie tylko przed zaśnięciem i całą noc oczywiście i ... i tak od poniedziałku do piątku... a gdzie bycie z dzieckiem, zabawa i służenie swoim macierzyństwem dla swych latorośli... ciężko, trudno, dla mnie lipa... ani to wychowywanie, ani udawanie, że jednak daję radę, że wszystko ogarniam, logistycznie jestem supermenką i nic mi przez palce w międzyczasie nie ucieka... Mimo wszystko ja zwracam uwagę na jakość, jakość spędzanego czasu...
Takie refleksje mi w głowie się kołaczą, bo często poddaję analizie swoją sytuację obecną życiowo-rodzinną i powróciłam do "projektu-matka", a tam autorka ma podobne co ja zdanie i jeszcze to pięknie wszystko wyartykułowała i trafiła tym do mnie.
Drugie dziecko ...



drugie dziecko... to zupełnie jak pierwsze - rewolucja...



...to kolejna rewolucja w życiu i to zupełnie inna i zupełnie nieprzewidywalna i dająca może na początku złudne poczucie, że będzie tak samo jak przy pierwszym małym człowieku w rodzinie, a tu jednak musisz stawać w różnych pozycjach, przeważnie na głowie i uszach, by odnaleźć w tej zreformowanej rzeczywistości cząstkę starego świata i chociaż odrobinę siebie samej... Ja się nawet odnajduję, ale pojawiają się zupełnie nieznane mi do tej pory aspekty, które zadziwiają mnie i działają w taki sposób, że ja zmieniam się tak szybko, że czasami muszę dłuższą chwilę na siebie popatrzeć, by upewnić się, że tak to jednak ja, tylko trochę pozmieniana... dzisiaj jest tak, że praca owszem jest ważna, ale już nie tak jak kiedyś, jakaś mniejsza satysfakcja i czasu w mojej głowie dla niej mniej... zdecydowanie większość myśli poupychanych w głowie mojej to linki do dzieci, do starszego, bo okres dojrzewania trudnościami nasącza się przeróżnymi, a szczególnie samodzielnością przeogromną i do drugiego, które powiązane ze mną jest niewidzialną mleczną nitką i potrzebuje mojej obecności na prawie każdym kroku, a ja jej... i wolę być z nią niż pracy... tak się porobiło, tym bardziej jak dostrzegam upływ czasu i jej rośnięcie i codzienne zmienianie i silną potrzebę tłumaczenia świata... jej potrzebę mojego mówienia i bycia blisko...
i niech tam sobie inne świetnie zorganizowane kobiety-matki mówią, że da radę wszystko pogodzić, bo zapewne tak jest, że one są świetnie radzą, ale ja... ja mam z tym kłopot. tak więc część etatu i szybszy powrót do domu plus uwielbienie dla instytucji babci i dziadka, to moja optymalna odpowiedź w tym temacie... i długie fajne popołudnia...




... i smakowanie wspólne codziennych chwil...









... tak więc odmierzam czas płynący w pracy, a popołudniowy obywa się bez zegarka...
d.



Komentarze

  1. kiedy ktoś mi mówi, że daje ze wszystkim sobie doskonale rade.....jakoś nie umiem w to uwierzyć...mi też wciąż brak czasu...godzina mija jak jedna minut....noc nadchodzi, a tu tyle rzeczy nie zrobionych......ja też nie wyrabiam.....ale z drugiej strony....jeden plus- nie rozmyślam nad tym co było i nie rozmyślam nad tym jak jest:) pozdrowionka!!!:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty