poczuć na własnej skórze...

... hm... poczuć na własnej skórze to znaczy mniej więcej odczuć dosadnie na sobie, co myślą o tobie inni, szczególnie ci, których masz blisko siebie... dotarło do mnie to, o czym czytałam wiele, ale tez sama intuicyjnie wiedziałam, że coś w tym jest, coś mało uchwytnego, co trudno ubrać w słowa i jeszcze innym przekazać....
temat bycia matką w naszym społeczeństwie jest wielkim tematem tabu i wielkiego niezrozumienia... nadal mówienie szczerze o swoich refleksjach czy przemyśleniach i przekonaniach o swoich rolach rodzicielskich jest trudne do przyjęcia przez większość... doświadczam na sobie, ostatnio bardzo dobitnie, że głośne, otwarte mówienie o sprawach związanych z wychowywaniem dzieci jest trudne dla ludzi wokół mnie i zwyczajnie nie chcieliby tego słyszeć.... i potem pewnie, bez cienia zażenowania obrabiają mi tyłek...
a głównie chodzi o poruszanie tematów, że bycie matką może być męczącą funkcją życiową, że przychodzi taki czas w macierzyństwie że chętnie się chodzi do pracy, by tam odpocząć, złapać inną równowagę, a głównie po to, by zarobić na chleb i nie zwariować i tak naprawdę po to, by móc dalej z pełnym zaangażowaniem pełnić swe role matki, domownika itd. że szkolenie siebie, swoich umiejętności zawodowych, nie tylko po to się robi, by więcej zarobić, ale też po to, by siebie rozwijać i nie stać w miejscu, by umieć sobie też pomóc, by zadbać o siebie i to już, moim zdaniem głównie w trosce o swoje dzieci, by uczyły się i widziały, że nie cały świat się kręci wokół nich, a ich matka też człowiek i ma prawo mieć swoje sprawy, odrębne od nich, tak jak i dzieci mają prawo mieć swój świat - osobny od świata rodziców!
mam głęboko w tyle, co tam na mój temat sobie inni mówią, chociaż boli to ogromnie... nie przechodzę obok tego jednak bezrefleksyjnie... i dotarło tez do mnie, że sama wygłaszam często krytyczne uwagi, a zapominam, że ktoś może poczuć się urażony... to zostawiam już do swojej refleksji...
dociera też do mnie takie przekonanie, że często patrzymy tylko przez pryzmat swojej sytuacji... tzn. trudno matce pracującej i jednocześnie korzystającej z pomocy babć i dziadków, zajmującej się potem dziećmi, domem - zrozumieć matkę, która nie pracuje i zajmuje się dziećmi, domem... to trudne do zrozumienia, ale możliwie, kwestia chyba otwartości głowy..., a nie każdy to ma...
Każdy ma prawo widzieć tylko siebie, zawsze wybieramy co i jak chcemy... to nasz wybór...
Na szczęście ludzie potrafią być elastyczni i to mi dodaje otuchy, a na tych niereformowalnych... nie ma rady ;-)
ja cieszę się że mam ten komfort, który sobie po części wypracowałam.... bo mam wiele doświadczeń z bycia matką podwójną, mam syna nastolatka i mam córkę szykującą się do przedszkola, to wielkie pole doświadczeń (+ nie zawsze akceptowane społecznie związki i łamanie schematu: studia, ślub, mąż, samochód, mieszkanie, dzieci i...), a poza tym ciągle pracuję zawodowo, szkolę się i jeżdzę na wakacje, mam swoje pasje, przyjemności... i tylko pytam co komu to przeszkadza...
no i popisałam sobie trochę - by ulżyć swojej głowie...
a zdjęciowo? temat tych wszystkich dyskusji, czyli dzieci... ;-) tym razem z kotem






i mam ochotę ogromną, odwrócić się i pójść w swoją stronę, nie oglądając się na nic i nikogo, jak Pan Kot!


d.

Komentarze

Popularne posty