nie trzymać sztywno za rękę...

... tak już mam, tak mi się porobiło z biegiem czasu i umacnianiem się mojego podwójnego macierzyństwa, że ....
uwielbiam jak dzieciaki same biegają, skaczą, włażą na wszystko, jak czują się swobodnie, jak mogą się pobrudzić, uciapać, czasem przewrócić się, stłuc kolano, obetrzeć łokieć, popłakać i przylecieć w ramiona mamy, by za chwilę biec dalej... uwielbiam jak śmiało wyruszają na swoje małe samodzielne wycieczki, jak testują wszystko....
uczą się wtedy świata, ludzi, siebie, tak jakby przy okazji, są bogatsze o każdy samodzielny krok, bogacą się i mają wielką szansę na fajne życie w przyszłości...

ale mogą to robić tylko wtedy, jak nikt ich nie trzyma kurczowo za rękę, jak nikt z wielkich, mądrych dorosłych im nie przeszkadza, nie hamuje ich, jak nikt nie mówi im do ucha, żeby uważały, że nie mogą, bo się coś stanie, bo się pobrudzą, bo się przewrócą, bo się upocą ;-)

a takich dorosłych, mam, babć jest o zgrozo! ciągle sporo! Są jak helikoptery nad tymi dzieciakami, ciągle blisko nad ich głową, w pogotowiu ze szklanym kloszem nad tymi dzieciakami. Trzymają sztywno, kurczowo i prawie non stop dzieci za rękę, by mieć je pod kontrolą totalną!   - nie lubię tego!

Lubię za to mądry dystans, przemyślane, bezpieczne granice i dawanie dzieciom swobody, a jest to przede wszystkich puszczanie swoich, osobistych napięć i nie przenoszenie ich na dziecko i jednocześnie dawanie dziecku czegoś najważniejszego - lekcji zaufania do siebie samego i świata!

A pięknie to widać, kiedy wjeżdżają późnym popołudniem na stół, farby pędzle, ulepione ostatnio i wysuszone już nasze figurki z masy solnej... wtedy zaczyna się harmider, łapanie pędzli i przechodzenie bez pardonu do malowania... czysta kreatywność i niczym niepohamowana ;-)
a efekty widać na figurkach, rękach, łokciach, nawet policzkach.... i wracamy do domu cali w tęczowych kolorach, z brudnymi rękami i radością, że kolejny etap naszego tworzenia za nami!














d.

Komentarze

Popularne posty