uczę się... i projekt 52

... uczę się nowego patrzenia. sama nie zdawałam sobie chyba do końca sprawy, że ta nauka odbywa się każdego dnia. od samego rana do samego wieczora. przypominam sobie siebie sprzed 10, 20 lat i patrzę na siebie dzisiaj, kiedy mam już tych lat za sobą 39 i wniosek mi w głowie świta, że mimo wszystko, mimo tych wszystkich trudnych rzeczy, które szczególnie w ostatnim czasie się zadziały, mimo złamanego serca, nie cofnęłabym czasu, nie wymazała nic, bo to wszystko to ja. Ja rozciągnięta w tym czasie i dopełniająca się z każdym dniem. zmieniam się, siebie, poznaję, zapoznaję, a czasami nawet randkuję ze sobą, by zobaczyć to, co wcześniej było niewidoczne, co wcześniej nie wydawało się ciekawe, co wcześniej przerażało nawet, co kazało uciekać tyle razy od siebie....
dzisiaj siedzę często i potrzebuję ziemi, i schylam się do niej, do natury, bo potrzebę taka mam ostatnio rozrastającą się, by zbliżać się do korzeni, czuć je, już nie udawać że nie są potrzebne, tylko je czuć, pielęgnować i czerpać z nich siłę, a nie doszukiwać się w nich słabości.... i przeczuwam, że to archetypiczne jakieś, nie do końca uświadomione poszukiwania oparcia w czymś większym, stabilnym, mocno ukorzenionym...

i patrzę na moje dzieci, każdego dnia od nowa i zadziwiają mnie niezmiennie, szczególnie syn starszy, wymykający się w swym nastoletnim dojrzewaniu, mający swój świat, który broni, w którym się zanurza i oddala się... ściska mnie wtedy, ale wiem już że ten ścisk jest potrzebny, bym nie popadła w złudzenie, że będę go mieć przy sobie zawsze, ten ścisk mi przypomina, że niezależnie od wszystkiego dziecko odchodzi i zaczyna snuć swoją opowieść, inną niż moja... dziecko idzie przed siebie, a my nie powinniśmy go zatrzymywać, tylko trzymać kciuki, by czuło na twarzy dobre wiatry i też któregoś dnia zechciało poczuć wyraźnie swoje korzenie...

z Małą Dziewczynką jest inna historia, jej opowieść dopiero powoli zaczyna rozkwitać, jej oddalenia są jeszcze krótkie, na małych dystansach, ale to też droga w jedną stronę. jestem przy niej i uczę się nie krępować jej ruchów, nie być matka helikopterem, nie zaduszać jej...

i biega sobie dziewczynka, dzisiaj na boso po trawie, nawet sucha trawa nie kłuje, mrówki wystarczy strzepnąć, a najważniejsze żeby pokazać dziadkowi, że coś niesamowitego znalazła w trawie... idzie z nim za rękę i znikają na pół godziny, mają już swoje tajemnice, wracając do domu, bolą już brudne stopy, i czuję wyraźnie jej klejące od resztek lodów policzki na swojej szyi...

energia wraca kiedy zrzucamy buty i jeszcze jeden koncert dzisiaj
Mała Dziewczynka śpiewa ostatnio głośno swoje piosenki, dzielnie wyuczone w przedszkolu i cieszy się z tego. śpiewa głośno, po swojemu i to jest najcenniejsze...

projekt 52 tydzień 23
Mała Dziewczynka podczas wieczornego koncertu w przedpokoju... w pięknym zachodzącym słońcu...






d.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty